poniedziałek, 5 grudnia 2016

Bez czarny – zdrowie, uroda i biomuzyka

Doczytałem trochę o czarnym bzie i tak sobie pomyślałem, że jest to roślina zapomniana. Ale ma tyle dobry właściwości i interesujących konotacji kulturowych, że warto ją wydobyć z zapomnienia i stworzyć regionalny, unikalny produkt. Jednym słowem odkryć dziedzictwo i przywrócić do powszechnego użytku. Tym bardziej, że Warmia i Mazury obfituje w siedliska przyjazne temu gatunkowi (żyzne łęgi nad wodami i wiele porzuconych siedlisk). Rośnie sobie między fundamentami dawnych gospodarstw i zapomnianych siedlisk. W sam raz jako pretekst do krajoznawczych, przyrodniczy i historycznych wycieczek.

Czarny bez jest od wieków znaną rośliną leczniczą. Ale jednocześnie i trującą. Tak więc jej wykorzystanie nie jest oczywiste i nie jest proste (wymaga wiedzy). Wiele pokoleń ludzi musiało eksperymentować na sobie, by doświadczyć dobrodziejstw medycznych jak i szkodliwości tej rośliny. Zapewne między poprawnymi obserwacjami jest i sporo mitów czy legend. Bardziej więc wartości kulturowych niż medycznych (ale też cennych - jako kanwa do opowieści). Metoda naukowa jest udoskonaleniem zwyczajowych obserwacji. Poprzez rygor metodologiczny nauka potrafi oddzielić ziarno od plew. Niech więc bez czarny będzie pretekstem także do rozważań nad metodologią naukową. Od lat spożywam sok z czarnego bzu jako środek zwiększający odporność w okresie jesienno-zimowych przeziębień. Gdy choruję to także piję z herbatą (jeśli oczywiście mam zrobiony). Dlaczego wierzę we właściwości lecznicze? Bo tak wyczytałem. Wykorzystuję więc tradycję. Ale czy moje obserwacje mogą potwierdzać lecznicze właściwości? Chyba tak. Lecz nigdy te moje obserwacje nie były prowadzone systematycznie i w sposób ukierunkowany. Może więc to tylko złudzenie, że pomaga na zdrowie? Metodologia naukowa wymagałaby większej liczby powtórzeń i prób zerowych, aby wiarygodnie ustalić czy to rzeczywiście sok z czarnego bzu pomaga. I dlaczego. Pierwszym problemem jest powtarzalność. Czy za każdym razem brana jest rzeczywiście ta sama substancja (kompozycja substancji)?

Pisałem wcześniej o różnych sposobach przygotowywania soku z owoców czarnego bzu: można wyciskać i dopiero potem dodawać cukier oraz pasteryzować, można podgotować z wodą i dopiero potem przecierać owoce oddzielając sok, można w końcu w sokowniku ekstrahować wodą. Z pewnością w wyniku różnych procesów mogą dostawać się do soku różne substancje w różnych proporcjach. Czy te różnice są istotne dla właściwości leczniczych? Jeśli tak, to do naukowych obserwacji trzeba byłoby świadomie używać jednolicie uzyskanego soku (lub sprawdzić wszystkie kombinacje). Ale różnice w zawartości niektórych substancji mogą wynikać z warunków siedliskowych jak i pogodowych (czarny bez rosnący na skałach wapiennych jest podobno bez zapachu). Zatem surowiec powinien być z jednego miejsca, a przynajmniej ten fakt powinien być odnotowany, aby umożliwić poprawne wnioskowanie. W końcu wiemy, że mogą być indywidualne różnice w reakcji na te same substancje (że wspomnę tylko o bezglutenowcach i ich reakcji na obecność glutenu w pokarmie). I jeszcze jeden kontekst, ważny dla interpretacji – wpływ bakterii i grzybów w naszym organizmie: ich enzymów i innych produktów przemiany materii.

To wszystko może powodować, że różne będą wyniki. Jedni będą obserwowali działania szkodliwe, inni wręcz przeciwnie. Dlatego bardzo bogata i różnorodna może być pamięć pokoleń. Nie zapominając o myleniu roślin (gatunków), w przypadku czarnego bzu mylenie z bzem hebdem. Pozostaje mi retrospekcja własnych doświadczeń (bardzo zawodne) i sięgnięcie do bogatego piśmiennictwa i krytyczne przeczytanie. Kiedyś, gdy nasz syn był mały, w upalny dzień napił się soku z czarnego bzu. Akurat nic innego nie było w lodówce. Wypił całą butelkę po bobofrucie. I zwymiotował. Zatem potwierdziły się opinie o właściwościach wymiotnych i przeczyszczających, gdy stosowany jest w dużej ilości (w nauce jedno potwierdzenie to za mało na wyciąganie wniosków).

Właściwości trujące bzu czarnego wynikają z obecność sambunigryny i sambucyny (głównie występują w młodych liściach i młodej korze, także w innych częściach zielonych), które dla ludzi w większych ilościach są trujące. Czyli jedynie nadmiar byłby szkodliwy. Ale ile to jest „w większych ilościach”? Te szkodliwe właściwości wedle danych książkowych znikają w podwyższonej temperaturze (gotowanie czy smażenie bez przykrycia – co umożliwia ulatnianie się a sama temperatura może rozkładać szkodliwe związki) usuwa ich własności trujące. Zatem ważny jest nie tylko surowiec ale i sposób przygotowania. Najczęściej dochodzi do zatrucia w wyniku zjedzenia niedojrzałych owoców. Dlatego lepiej do produkcji soku wykorzystywać tylko w pełni dojrzałe owoce bzu czarnego. Możliwe więc, że sposób przygotowania (niestarannego oddzielenia niedojrzałych owoców) ma znaczenie dla właściwości soku. Ponadto wysoka temperatura byłaby tu czynnikiem detoksykującym.

I pomyśleć, ile tysięcy lat ludzie (bez świadomie stosowanej metody naukowej) eksperymentowali z czarnym bzem, żeby dopracować przepisy kulinarne, zachowane w naszym dziedzictwie niematerialnym? Wiele z tych przepisów ulega zapomnieniu i wieki prób idą na marne. Na powrót będziemy odkrywali Amerykę po raz kolejny…. Właśnie w tym kontekście pisałem o czarnym bzie jako lokalnym i unikalnym produkcje regionalnym. Ocalić od zapomnienia i nadać nową wartość

Objawami zatrucia sambunigryną i sambucyną jest osłabienie, bóle i zawroty głowy, nudności, wymioty, biegunka, przyspieszenie tętna i zaburzenia oddychania a nawet duszności. Najszybciej można pomóc usuwając przyczynę zatrucia, czyli prowokując wymioty i wykonując płukanie żołądka.

Obserwowanie objawów trujących przez wieki dotyczyło także zwierząt domowych(bo zwierzęta były ważne - jako środek produkcji i źródło bogactwa), gdzie zatrucia najczęściej następowały u wygłodzonych zwierząt, które obgryzały gałązki bzu czarnego. U takich zwierząt obserwowano wymioty i biegunkę. Czyli tak jak u człowieka.

Bez czarny to nie tylko surowiec lekarski i spożywczy. Z dużym zaskoczeniem przeczytałem, że dawniej gałązki bzu czarnego służyły do wyrobu prostych instrumentów muzycznych. Człowiek dźwięki wydobyć może z różnych rzeczy. A instrumenty muzyczne także robi z tego, co pod ręka. Pisałem kiedyś o piszczałce, zrobionej z łodygi arcydzięgla (O powtarzalności wyników czyli Arcydzięgiel litwor – co z niego zrobić można? oraz O arcydzięglu litworze, bioróżnorodności i nalewkach z długą tradycją). Okazuje się, że z gałązek bzu czarnego także daje się zrobić flety i piszczałki. Wystarczy usunąć miękki rdzeń (zwany muchą lub duszą) i już powstaje rurka. Pozostaje tylko wypalić (lub wywiercić) otwory z boku. Etnografowie spotykali takie piszczałki rozdwojone – zrobione z rozgałęzionej gałązki. Jeszcze w okresie międzywojennym (początek XX wieku), wyrabiano piszczałki i fujarki z bzu na Kurpiach, Mazurach i w Karpatach (w tym na Słowacji). „Fujarki wyrabiano (...) z czarnego bzu; używano w tym celu jego grubszych pędów, z których mocnym, gładkim patyczkiem lub drutem wypychano na wylot muchę (miękki rdzeń) jak u dutek. Do zadęcia wprawiano specjalny stempelek drewniany (czop) jak u dutek. Otworki do palców wypalano żelaznym okrągłym prętem. Fujarka była instrumentem pośrednim pomiędzy piszczałką a dutką” (Adam Chętnik „Instrumenty muzyczne na Kurpiach i Mazurach”, Olsztyn 1983). Inne nazywano roszoszkami (od rosocha), klarnetami (długości do pół metra), szałamajami, dutkami (w tym dutka dwójka, z rozdwojonej gałązki), multankami, fletami.

Prowincja z bzem mi się kojarzy. Czarnym bzem. Zapachem dojrzałej wiosny, gdy prowadzą badania w ekosystemach wodnych, przedzieram się przez zarośla i chaszcze. Oraz z urokliwą i ciepłą jesienią. A potem, gdy w chłodnie wieczorny siedzę pod kocem i popijam herbatę z sokiem z czarnego bzu. Opisano sporo właściwości leczniczych czarnego bzu (dociekliwość naukowa dopytywać będzie o to, które substancje i jak działają).

Czarny bez znajduje zastosowanie jako lek moczopędny (przypisuje się to działaniu flawonoidów, które dodatkowo uszczelniają ściany naczyń włosowatych jednocześnie zwiększając ich elastyczność, zapobiegają w ten sposób przenikaniu osocza i erytrocytów na zewnątrz włośniczek), przeczyszczający przeciwzapalny i przeciwwirusowy. Obecność związków fenolowych (m.in.antocyjanin) powoduje, że ekstrakty z owoców bzu czarnego wykazują wysoką zdolność neutralizacji wolnych rodników. Tak przynajmniej niektórzy sądzą, dlatego postulują produkcję kosmetyków przeciwko starzeniu się skóry. Jeśli więc młodzi i zdolni biotechnolodzy opracują odpowiednie preparaty, to gamę regionalnych produktów z czarnego bzu rozszerzyć możne będzie nie tylko na sok z czarnego bzu, mieszanki ziołowe na różne schodzenia, nalewki z kwiatu lub owoców czarnego bzu ale także na kosmetyki. Coś dla zdrowia i urody.

Kwiaty bzu czarnego stosuje się jako lek przeciwgorączkowy, napotny (na skutek pobudzenia ośrodków regulujących wydzielanie potu -właściwość ta przypisywana jest działaniu flawonoidów). Kwiaty można stosować także zewnętrznie jako płukankę w łagodzeniu objawów zapalenia spojówek, jamy ustnej i gardła czy anginy oraz do kąpieli kosmetycznych.

W starych książkach można znaleźć zalecenie, aby naparem z czarnego bzu płukać sobie usta przez wizytą u dentysty. Z kolei owoce czarnego bzu zawierają dużo witaminy C.

Owoce bzu czarnego mogą być wykorzystywane jako środek pomocniczy przeciwbólowy (ok.160 razy słabszy od morfiny, nie powoduje uzależnienia) np. w nerwobólach. Jeśli zebrać te różnorodne właściwości, od gastronomii, przez ziołolecznictwo aż do kosmetologii (nie zapominając o fujarkach i biomuzyce cokolwiek miałoby to znaczyć), to krzew czarnego bzu jawi się jako potencjalnie dobry surowiec do produkcji unikalnych, regionalnych produktów. Ja mogę do soku i nalewek zaproponować malowane butelki (tak jak na fotografii wyżej).

c.d.n

Stanisław Czachorowski

(przedruk tekstu z bloga "profesorskie gadanie")



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz