Pokrzywy to mój dziadek dawał świniom do koryta, poszatkowane i wymieszane z innymi dodatkami paszowymi, np. z parowanymi ziemniakami. Ale żebym ja miał jeść zupę z pokrzyw?
Albo te żurawie, wydzierające swoje dzioby z samego rana, miałyby być atrakcją? Komu by się chciało tego słuchać i na dodatek jechać daleko, gdzieś na prowincję?
Czy można rozwijać gospodarkę w oparciu o turystykę i przyrodę? Można, tylko trzeba wiedzieć jak. I trzeba znać swoje własne dziedzictwo przyrodnicze oraz kulturowe. Czyli znać miejsca, tutejszą przyrodę oraz jej przeszłość. Bo jak promować i pokazywać to, czego samemu się nie zna?
Przyroda zawsze ma lokalny charakter i zmienny w czasie. Dodatkowo oferta musi być dostosowana do różnego odbiorcy, zarówno ze względu na wiek jak i wykształcenie. Z przyrodą Warmii i Mazur najczęściej kojarzymy bociany, kormorany, bobry, rosiczki, jeziora, torfowiska, jelenie na rykowisku lub ryby na łowisku specjalnym. Ale te przecież występują także gdzie indziej. Na dodatek taka oferta interesująca może być dla bardzo niewyrobionego turysty. Bardziej wyrafinowanym turystom warto pokazać różne gatunki grzybów, roślin, ptaków i owadów – tych mniej znanych lub kulturowo zapomnianych.
Coraz bardziej rozwija się na świecie specjalistyczna turystyka przyrodnicza, gdzie w różnych porach roku (poza sezonem wakacyjnym) ludzie przyjeżdżają oglądać ptaki na przelotach czy konkretne gatunki ważek, chrząszczy lub motyli. Przyjeżdżają by zbierać zioła – czyli dla miejscowych „zielsko” spod płota. Bo w sklepie tego nie kupią? Nie wierzysz? To zaparz sobie miętę, tę sklepową z saszetki i tę samodzielnie zasuszoną. Powąchaj i porównaj kolor. Różnica jest znaczna. Na dodatek w kupowanych preparatach ziołowych nie do końca wiadomo co jest. Biolodzy sprawdzili, badając DNA surowca. I okazało się, że nie zawsze jest to, co na etykiecie.
Co ważne, przyroda jest zmienna w czasie, warto więc pokazywać te różne, fenologiczne aspekty. Wiosną, latem, jesienią i zima spotykamy inne gatunki roślin i zwierząt, inną ich aktywność. W różnych porach roku Warmia i Mazury są inne, zarówno jeśli chodzi o kolory, zapachy, nawet dźwięki. Bo inaczej śpiewają (klangorzą, kwaczą lub milczą) ptaki, owady, inaczej szumi wiatr, gdy szeleści wiosennymi, letnimi czy jesiennymi liśćmi lub tylko bezlistnymi, zimowymi gałązkami (ale za to ośnieżonymi).
Przyrodę można poznawać wszystkimi zmysłami. Aby lepiej ją poznać trzeba przyjechać w to samo miejsce kilka razy, w różnych porach roku. I za każdym razem będzie inaczej. Ze względu na fakt, że rośliny kwitną (poszczególne gatunki, łącznie z drzewami) w różnych okresach, to przyroda w lesie, na polach i łąkach inne ma kolory, inaczej pachnie. Do tego dochodzą dźwięki – inne odgłosy ptaków i owadów w różnych porach roku jak i porach dnia (podobnie z owadami czy roślinami).
Przyjedź w różnym czasie i powąchaj, zobacz, usłysz i posmakuj przyrody Warmii i Mazur. Wtedy uwierzysz w prawdziwość tych słów.
Smakowanie wiąże się z wykorzystaniem w kulinariach sezonowych warzyw, owoców, grzybów itd., w tym ziół. Dlatego kuchnia lokalna i regionalna ma inne smaki o każdej porze roku.
Z przyrodą wiąże się dziedzictwo niematerialne, wykorzystanie w dawnej medycynie czy w rzemiośle. To poszerza głębię odbioru i stwarza zupełnie nowe sposoby opowiadania o niezwykłościach. Zapewnia obcowanie z unikalną i niebanalną przygodą. A przecież właśnie przygody i niezwykłości poszukują turyści.
Do niedawna pokrzywę kojarzyłem tylko ze świńskim korytem. Ale ostatnio nabrałem do niej szacunku. I nie tylko dlatego, że na niej żyją i się nią żywią gąsienice motyli takich jak rusałka pokrzywnik rusałka admirał czy rusałka pawie oczko. Poprzez wyjazd turystyczny odkryłem jej przeszłość czyli tak zwane dziedzictwo kulinarne.
Zupę z pokrzyw jadłem, bodajże w Zamościu (a dlaczego nie na Warmii czy Mazurach?). Z wielką frajdą. Była wyśmienita. Nie taką, jak kiedyś robioną przeze mnie na obozie harcerskim (bo nie wystarczy tylko surowiec, ważne są także umiejętności). Wszystko wymaga sztuki i tradycji. Nie wszystko można wyczytać z książek ani naoglądać się w telewizji. Trzeba przyjechać i doświadczyć swoimi zmysłami ocalonego od zapomnienia dziedzictwa kulturowego i przyrodniczego. Nie tylko zjeść ale i się pokrzywą leczniczo poparzyć. Kiedyś działo się to przy okazji, teraz musimy specjalnie udać się „w pokrzywy”… z myślą o zapobieganiu chorobom reumatycznym. Pokrzywowe SPA na prowincji.
Stanisław Czachorowski (z bloga radiowego)
http://ro.com.pl/zupa-z-pokrzywy-i-zurawie/0186244
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz